Kilka dni temu odszedł Johann Bros, przedsiębiorca, miłośnik zabytków, filantrop, człowiek orkiestra i wizjoner. Jako jeden z pierwszych ratował poprzemysłowe zabytki.
Odszedł Johann Bros
Niektórzy pamiętają Johanna Brosa jako przedsiębiorcę, człowieka który zajął się między innymi odrestaurowywaniem Browaru Mokrskich w Szopienicach. W starym budynku, gdzie kiedyś warzono piwo, utworzono przestrzenie biurowe, sale konferencyjne, a także lokale gastronomiczne.
Większość może go jednak kojarzyć z licznymi inicjatywami, mającymi na celu przywrócenie dawnej świetności lub nadania nowej funkcjonalności poprzemysłowym budynków na terenie naszej aglomeracji. Jednym z najważniejszych jego osiągnięć w tej kwestii, było utworzenie Galerii Szyb Wilson, w budynkach po byłej kopalni Wieczorek w Janowie-Nikiszowcu.
Jego życie było historią konsekwencji, odwagi i działania. Po wyjeździe z Polski w czasach komunizmu zdobył wykształcenie kupieckie i doświadczenie zawodowe w Hamburgu. Gdy wrócił na Śląsk, nie szukał łatwej drogi. Skupił się na odbudowie miejsc zapomnianych, zrujnowanych i zaniedbanych. Był jednym z pierwszych, którzy dostrzegli potencjał w przestrzeniach poprzemysłowych i tchnęli w nie nowe życie. - czytamy w komunikacie wydanym przed Galerię Szyb Wilson.
Wizjoner i filantrop
Oprócz działań na rzecz restauracji zabytków poprzemysłowych, wraz z żoną Moniką Pacą-Bros organizowali przez wiele lat Art Naif Festival, który ściągał do Katowic artystów z całego świata. Galeria Szyb Wilson do dziś pozostaje jedną z największych prywatnych instytucji tego typu w tej części Europy.
Johann Bros wraz z małżonką nie ograniczał się jednak do działań z zakresu sztuki, architektury, czy biznesu. Był znany także ze swojego wsparcia dla społeczności lokalnej, między innymi organizacji warsztatów i zajęć dla najmłodszych, a także pomocy rzeczowej dla osób niezamożnych.
Wielu będzie go brakować.
W pięknych słowach pożegnała go m.in. profesor Irma Kozina:
W całym swoim życiu Bros wyznawał zasadę, że najważniejsza wartością zapewniającą człowiekowi godność jest praca na rzecz innych. Nigdy nie szczędził sił i środków, by tworzyć rzeczy, które chciał pozostawić po sobie jako trwały wkład w życie regionu będącego polem jego kreatywnej działalności. Nigdy nie przerażały go kłopoty i komplikacje, uparcie zmierzał do zadań, które sobie wyznaczał jako cel, nie licząc się z przeciwnościami. Gdy los mu nie sprzyjał, nie załamywał się, lecz powtarzał swoją ulubioną maksymę: „Ich stehe hier und kann nicht anders”. W kulturze niemieckojęzycznej, z którą związany był Bros w okresie hamburskim, słowa te oznaczały nieustępliwe trzymanie się własnych zasad. Według tradycji to właśnie te słowa miał wypowiedzieć Martin Luther, gdy stanął przed Sejmem Rzeszy w Wormacji. Chociaż w ostatnich tygodniach życia Johann Bros był już ogromnie osłabiony chorobą, jego bliscy i przyjaciele zawsze będą go pamiętać jako mocnego i niezłomnego człowieka czynu, który potrafił skutecznie finalizować inicjowane przez niego przedsięwzięcia.