Jak zawsze głośno, z orkiestrą i okrzykami i z uśmiechami na twarzach przeszedł żółto-niebieski Marsz Autonomii Śląska. Od Placu Wolności, na Plac Sejmu Śląskiego, kilkuset uczestników niosło flagi, transparenty i hasła na ustach.
Kilkuset uczestników Marszu Autonomii Śląska
Radiowozy z sygnałami świetlnymi, za nimi orkiestra, a z głośników hasła i przemowy działaczy na rzecz ruchów śląskich (prym w trakcie marszu wiódł jak zwykle Pyjter Langer ze Ślonskiej Ferajny). Za nimi tłumu uczestników, z różnych stron regionu, kraju i Europy. Nie mniej było gapiów na chodnikach, ulicach i w oknach, którzy z zainteresowaniem obserwowali coroczne przedstawienie.
Poszło szybko i sprawnie
Sam marsz, choć głośny, szybko, sprawnie i bezproblemowo przeszedł przez ulice Katowic, aż przed budynek Sejmu Śląskiego. Tam przyszedł czas na przemówienia, m.in. ze strony Jerzego Gorzelika z RAŚ, który mówił o m.in. tym, że “szkoda mu” prezydenta, który za “każdym winklem” widzi zagrożenie ze strony Rosji. Był to przytyk do uzasadnienia odrzucenia niedawno procedowanej nowelizacji o mniejszościach narodowych. Gorzelik miał też nadzieję, że przemówi do wszystkich w “języku śląskim”, a nie “gwarze”.
Więcej o tej sprawie pisaliśmy w artykule Weto prezydenta ws. języka śląskiego. Duda odrzucił nowelizację ustawy [KOMENTARZ].
Przemawiających oklaskiwano, a przestrzeń pomiędzy wielkimi gmachami wypełniały skandowane hasła, m.in.: Fana momy, godka momy, a Hajmatu nie oddomy!.
Uczestnicy zapowiedzieli, że “będą łazić tak długo”, aż nie osiągną postulowane cele. A tak wyglądało przejście przez katowicki rynek: